źródło: mjakmama.pl |
Osobiście przez dłuższy czas praktycznie nie odczuwałam dolegliwości towarzyszących byciu w ciąży, nie męczyły mnie wymioty, nie narzekałam na zwiększoną senność czy męczliwość, skurcze łydek (poza paroma epizodami), żylaki i hemoroidy szczęśliwie mnie omijały. Prowadziłam całkiem aktywne życie, byłam w ruchu i z optymizmem odliczałam kolejne tygodnie ciąży.
W drugim trymestrze pojawiły się uporczywe i niepokojące skurcze, pani ginekolog zapisała magnez z potasem oraz luteinę. W pewnym momencie skurcze przybrały na sile do tego stopnia, że trafiłam na kilka dni do szpitala, gdzie podawano mi zwiększone dawki magnezu i luteiny. Szpital opuściłam z rozpoznaniem "poród fałszywy przed ukończeniem 37 tygodnia ciąży i zagrażający poród przedwczesny".
Po takiej informacji można się nieźle przestraszyć, zalecono mi więcej leżenia, sama czułam, że gdy za długo chodzę, stoję czy nawet siedzę, brzuch mnie boli, napina się i jest nieprzyjemnie. I zaczęło się prowadzenie oszczędnego trybu życia - leżenie w łóżku, ograniczenie wizyt u rodziny i znajomych, dotychczasowej aktywności i mobilności. Czułam się przykuta do łóżka, normalne dotąd czynności, jak np zakupy stały się chwilowo nieosiągalnym przywilejem. Ale najtrudniejszy był zakaz dotykania i głaskania brzucha. Czułam już ruchy synka, głaskanie było dla mnie formą czułości, kontaktu z nim (wmasowywany krem miał ograniczyć potencjalne rozstępy, ale ten aspekt zszedł zupełnie na boczny tor), trudno było też nieustannie napominać otoczenie, że nie dotykamy brzucha.
źródło: kosogkaos.no |
W ekstremalnych przypadkach leży się przez cały dzień z wstawaniem na toaletę lub w szpitalu pod okiem lekarzy. Takich sytuacji chciałam koniecznie uniknąć, jednocześnie nie chciałam sobie zarzucić, że coś zlekceważyłam czy zaniedbałam, dlatego ostrożnie testowałam, na ile i jakiej aktywności mogę sobie pozwolić. Z powodu gorszego samopoczucia nie wiedziałam, czy zapisywać się na zajęcia do szkoły rodzenia, bo bałam się, że na nich nie wysiedzę lub że będę zmuszona przerwać swój udział w ich trakcie.
Koleżanka, która również musiała się oszczędzać i dużo leżeć, doradziła mi schematy aktywności, o których usłyszała podczas swojego pobytu w szpitalu od pani neonatolog. Miały one polegać na 2 godz leżenia i 1 godz spokojnej aktywności lub 1 godz leżenia i 20 min spokojnej aktywności. Postanowiłam spróbować obu wersji i je zmodyfikować, gdyż w żadnej szkole rodzenia, której oferty przejrzałam, nie było zajęć trwających godzinę, poza tym musiałam się do nich przygotować i dojechać w obie strony.
W praktyce wyszło to tak, że gdy danego dnia miałam gdzieś wyjść, z kimś się spotkać w domu itp. starałam się wyleżeć przedtem, trochę jakby "na zapas". Podczas nie-leżenia z kolei szukałam jak najwygodniejszej pozycji, możliwości co najmniej siedzenia (i to z oparciem dla pleców), jeśli nie położenia się. A z głaskaniem? Wzmocniliśmy inne zmysły, tzn. więcej mówiliśmy "do brzucha", obserwowaliśmy falujące ruchy syna.
W miarę upływu czasu sytuacja się nieco wyciszyła i możemy spokojniej oczekiwać na pojawienie się synka:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny, będzie mi miło, gdy zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.
Za wszystkie spostrzeżenia i wsparcie - dziękuję :)